Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: Poprzednia 1 2 3 4 Następna
- Ty za to jesteś jedynie nauczycielem, który nie widzi nic oprócz czubka własnego nosa. A ja nigdy nie idę na łatwiznę - przewróciłam oczami
life is damn unpredictable
Offline
- Skoro nie idziesz na łatwiznę, to polecam cierpliwość. Ideał to nie jest stan, tylko cel nieustannego dążenia - oświadczyłem, a potem schowałem swojego Colta. - Chyba, że jesteś mną - dodałem i machając lekko ręką opuściłem strzelnicę, znając już przynajmniej jedną idiotkę, którą przyszło mi uczyć.
Marzyłem o Tobie
o Twoich ustach, ramionach
o cieple i o oddechu namiętności
o dzieciach, które mógłbym mieć
z Tobą
Offline
Wycelowałem. Wstrzymałem oddech. Ręka lekko mi zadrżała, a wzrok zmogła mgła, więc opuściłem pistolet. Odetchnąłem i spojrzałem na swoje drżące dłonie. Kurwa...
Jeszcze raz uniosłem ręce i wycelowałem. Znów wstrzymałem oddech. Oddałem strzał.
- Pieprzyć to... - warknąłem, uderzając z impetem pistoletem w bok stanowiska strzeleckiego.
Falling victim to your fantasy
Damn, I love it that you're so creepy
Offline
Usłyszałem przekleństwo i spodziewałem się spotkać profesora Honesta - ta strzelnica powinna być nazwana jego imieniem, tak często tu przesiadywał - jednak z zaskoczeniem stwierdziłem, że kto inny ćwiczy się w bestialskim strzelectwie do celu.
- Przyjacielu, po co te ostre słowa...? - zapytałem ładnie, podchodząc do Niemca.
Kocham cię nie wiedzcie jak ani kiedy, ani czemu,
kocham cię po prostu,
bez zawiłości i bez pychy: tak cię kocham,
bo nie umiem kochać cię inaczej.
Offline
Skrzywiłem się, gdy usłyszałem czyjś głos, a gdy połączyłem go z tym nienormalnym, wiecznie uśmiechniętym gościem, o którego tak się martwiła i pytała tamta wariatka, Tara.
- Nie twój pieprzony interes - odwarknąłem, a potem odłożyłem broń do ćwiczeń. Zacisnąłem pięści lekko poirytowany. Jak to jest, że tak dziwnie się czuję przeklinając przy nim? Taki wstyd, jakbym dawał zły przykład dziecku...
- Nie wychodzi mi po prostu.
Falling victim to your fantasy
Damn, I love it that you're so creepy
Offline
Pokiwałem głową w zamyśleniu, patrząc na chłopaka i na cel. Nie trafił ani razu, a dookoła kartki, gdzie miał celować, widziałem kilka świeżych wgłębień. Pewnie był już nieźle wkurzony, skoro tak mu nie wychodziło...
- Po co ci posiadać taką straszną umiejętność jaką jest celne strzelanie z tej śmiercionośnej broni - zapytałem z nutą obrzydzenia.
Kocham cię nie wiedzcie jak ani kiedy, ani czemu,
kocham cię po prostu,
bez zawiłości i bez pychy: tak cię kocham,
bo nie umiem kochać cię inaczej.
Offline
Prychnąłem. Pacyfista do bólu co?
- Taki duży, a się boi wojny? - zapytałem z kipnął. - Od śmierci tamtego geja trwa już prawdziwa walka, choć tego pewnie nie widzisz. Czas się zbroić, słodziutki - warknąłem, podążając za jego spojrzeniem na moje marne wyniki.
Falling victim to your fantasy
Damn, I love it that you're so creepy
Offline
- Nie zawsze trzeba walczyć... - powiedziałem dość cicho. - Rozlew krwi to najgorszy z możliwych sposobów obrony przed okrutnym wrogiem. Nie powinniśmy zniżać się do jego poziomu, ale być ponad nim - zauważyłem. - Musimy jak najszybciej wykonać misje i uwięzić ponownie Jerome!
Kocham cię nie wiedzcie jak ani kiedy, ani czemu,
kocham cię po prostu,
bez zawiłości i bez pychy: tak cię kocham,
bo nie umiem kochać cię inaczej.
Offline
Wywróciłem oczami.
- Zaczepisty plan. Ale kto będzie bronił was, Wybrańców? Albo takiego trzęsipordka jak ty? Tamten Pan Wielkie Zło nie zapyta o twoje poglądy filozoficzne i na pewno się do nich nie ustosunkuje - zauważyłem pogardliwie. Zdjąłem z nosa ochraniacze na oczy i spojrzałem na chłopaka.
- Moja siostra jest w takim samym niebezpieczeństwie i podchodzi do sprawy podobnie jak ty. Ale jej nie zamierzam tak sam zostawić. Na ciebie gwiżdżę.
Falling victim to your fantasy
Damn, I love it that you're so creepy
Offline
Przekrzywiłem głowę, przyglądając się z ciekawością chłopaki i jego uporowi w oczach.
- Wiesz... wydaje mi się, że Agnes też umie o siebie zadbać... - zacząłem, ale potem dotarło do mnie, że w tym go nie przegadam. Westchnąłem.
- Ale wiesz, że... Ty może na mnie gwiżdżesz, ale ja na ciebie nie? - zacząłem jeszcze raz. - Pomagając wybrańcom, nie robię tego dla siebie, ale by ratować wszystkich...
Kocham cię nie wiedzcie jak ani kiedy, ani czemu,
kocham cię po prostu,
bez zawiłości i bez pychy: tak cię kocham,
bo nie umiem kochać cię inaczej.
Offline
- Zmieniamy temat - zwróciłem uwagę, przerywając. Nie będę teraz wchodził w jego filozoficzne przemyślenia. Doskonale wiedziałem, że nic nie jest bezinteresowne, tak jak ludzie zawsze wszystko robią z jakiegoś konkretnego powodu.
On kochał kogoś. Capiło tym od niego na kilometr. Ale co ja mogę mu mówić? Stary, pogódź się, świat nie jest różowy? Miłość to ściema?
Mimo woli dotknąłem wypalonego miejsca nad uchem, ale zaraz zabrałem rękę.
- Mów co chcesz. Chcę się tylko stawać lepszy, by lepiej chronić moją siostrę.
Falling victim to your fantasy
Damn, I love it that you're so creepy
Offline
Powoli pokiwałem głową, nie chcąc już go denerwować.
- Rozumiem to - przyznałem. - Agnes jest dla ciebie wszystkim... Jeśli chcesz posiąść siłę by ją chronić to ja to rozumiem - przyznałem. Miłość do siostry, miłość romantyczna... każda z tych emocji sprawiała, że byliśmy szczęśliwi, a także wpędzała nas w kłopoty...
- Powinieneś mniej skupiać się na oddech, a na trzymaniu celu - zwróciłem uwagę, wskazując na tarczę.
Kocham cię nie wiedzcie jak ani kiedy, ani czemu,
kocham cię po prostu,
bez zawiłości i bez pychy: tak cię kocham,
bo nie umiem kochać cię inaczej.
Offline
Uniosłem lekko brwi.
- CO taki pacyfista może wiedzieć o strzelaniu z broni? Celowałeś kiedyś do człowieka, by mnie pouczać? - parsknąłem, nie bardzo wiedząc, czy powinienem się z tego śmiać. A chuj. Lubię rzeczy, z których śmiać się nie powinno.
Falling victim to your fantasy
Damn, I love it that you're so creepy
Offline
Pomyślałem przez chwilę o latach spędzonych w Los Angeles. Gdzie żyłem, regularnie zapominając o tym co się wydarzyło. O tym ile zła mogłem narobić, zupełnie nieświadomie.
Uśmiechnąłem się dziwnie, jakbym wspominał coś ok okrutnie przyjemnego.
- Nie pamiętam, Vogel - odparłem tylko, mrugając do chłopaka i wychodząc ze strzelnicy.
Kocham cię nie wiedzcie jak ani kiedy, ani czemu,
kocham cię po prostu,
bez zawiłości i bez pychy: tak cię kocham,
bo nie umiem kochać cię inaczej.
Offline
Znów dzień spędzony na strzelnicy. Nie mniej zaczynałem dostrzegać co takiego fajnego dostrzegał w tym Honest - zajebista zabawka! Zupełnie inny wymiar zabawy niż w grze...
Uśmiechając się lekko, wystrzeliwałem kolejne pociski. Może nie były idealnie w środku, ale nadal byłem już bliżej niż dalej.
Falling victim to your fantasy
Damn, I love it that you're so creepy
Offline
Zwiedzałam akademię, a gdy usłyszałam hałas postanowiłam sprawdzić jego przyczynę. Nie spodziewałam się tu spotkać Elfika...
Uśmiechnęłam się jednak szeroko.
Powoli jak najpiękniejszy zachód słońca, znikam z twojego pola widzenia, zupełnie wbrew swej woli...
~~~
Offline
Wystrzeliłem serię, by odłożyć broń na bok. Z cichym westchnieniem przyjżałem się tablicy.
Zdjąłem ochronne okulary, a potem odwróciłem się....I zamarłem.
- Co ty tu..? - wydukałam.
Falling victim to your fantasy
Damn, I love it that you're so creepy
Offline
Wzruszyła ramionami, zbliżając się do niego powoli.
- Zwiedzam - odparłam. - A co? Nie cieszysz się z mojej obecności? Miałeś się odezwać ostatnio, ja czekałam... - zauważyłam smutnym tonem, opierając się o stanowisko obok Elfika.
Powoli jak najpiękniejszy zachód słońca, znikam z twojego pola widzenia, zupełnie wbrew swej woli...
~~~
Offline
- A ty przypadkiem nie jesteś z Saintem? - warknąłem. - Jeden facet Ci nie starcza? Potrzebujesz całego haremu? - prychnąłem z pogardą.
Nie mniej, to była jedna z tych lasek, przypominające ociekające seksem wojowniczki z jakieś gry MMO. I to było w chuj denerwujące!
Falling victim to your fantasy
Damn, I love it that you're so creepy
Offline
Uśmiechnęłam się, machnąwszy zbywalczo ręka.
- Chłopak, dziewczyna, pies, czy kaktus... czy to ma znaczenie? Jestem tym kim chce i robię to na co mam ochotę, Elfik - zauważyłam. - Jestem szczęśliwym człowiekiem i tyle... A ty?
Powoli jak najpiękniejszy zachód słońca, znikam z twojego pola widzenia, zupełnie wbrew swej woli...
~~~
Offline
- Tyle odpowiedzialności ile wolności, czy tyle wolności ile odpowiedzialności...? - zapytałem sucho, nie mniej, nie dając rady ruszyć się z miejsca, gdy ona się zbliżała. Ogarnij się stary, to Cię nie pociąga. Prawda...?
- Biorę odpowiedzialność za to co robię. Dlatego jestem szczęśliwy. Bo jeśli komuś mówię, że go kocham to znaczy, że kocham tą osobę - warknąłem.
Falling victim to your fantasy
Damn, I love it that you're so creepy
Offline
Wywróciłam oczami, parskając śmiechem.
- Lükex, nie wiedziałam, że jesteś tak staroświecki w tych sprawach - zwróciłam uwagę. - Jak na osobę goniącą za nowościami i przygodami - dodałam, a potem zaobserwowałam coś ciekawego. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Lükex...? - zapytałam. - Nadal dotyk Cię to imię, prawda...? Nadal nikt tak na Ciebie nie mówi...?
Powoli jak najpiękniejszy zachód słońca, znikam z twojego pola widzenia, zupełnie wbrew swej woli...
~~~
Offline
Owróciłem wzrok.
Bo co miałem powiedzieć? Tak? Nikt nie jest w stanie wymówić tego imienia prócz Agnes, którą teraz pochłonął świat podróżników i Wybrańców? A ja skończyłem sam z szaloną rosjanką?
- To że gonię za nowościami... nic nie znaczy.
Falling victim to your fantasy
Damn, I love it that you're so creepy
Offline
Złapałam za jego podbródek i przeniosłam w swoją stronę.
- Wiesz, jesteś jeszcze bardziej uroczy... wtydliwy, zasmucony, ale buntowniczy... to rozkoszne, Lükex...
Powoli jak najpiękniejszy zachód słońca, znikam z twojego pola widzenia, zupełnie wbrew swej woli...
~~~
Offline
Odtrąciłem jej rękę. Nie cofnąłem się nawet o pół kroku, ale nie pozwoliłem się dotknąć.
- Nie jestem uroczy - warknąłem. - Po prostu... przystań
Falling victim to your fantasy
Damn, I love it that you're so creepy
Offline
Strony: Poprzednia 1 2 3 4 Następna