Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: Poprzednia 1 2 3 4 Następna
- To bym miał Cię w dupie i poszedł, bo staram się jak mogę, a Ty takie bzdury opowiadasz - burknąłem krzyżując ręce i odwracając wzrok.
Falling victim to your fantasy
Damn, I love it that you're so creepy
Offline
- Fajnie się rumienisz - powiedziałam. - Ale dobrze, przyznaję, że wcale nie panikowałeś.
Pokręciłam głową. Wyciągnęłam telefon i odruchowo sprawdziłam powiadomienia.
You are not required to set yourself on fire to keep others warm
Offline
Warknąłem jakieś przekleństwo i prychnąłem z pogardą, ignorując uwagę o rumieńach.
- Wiesz co? Jak na emocjonalnego niedorozwoja, szybko się uspokoiłaś, choć wahania nastroju masz jak kobieta w cią-... - urwałem i spojrzałem na Delkę z przestrachem. - Ty, a Ty nie jesteś w ciąży co nie...?
Falling victim to your fantasy
Damn, I love it that you're so creepy
Offline
On był naprawdę okropny. Skrzywiłam się lekko.
- Dlaczego musisz być takim dupkiem? - Powiedziałam trochę smutno. - Naprawdę pytam. Dlaczego nie potrafisz być miły, co Vogel?
You are not required to set yourself on fire to keep others warm
Offline
- Chryste, ja się poważnie przestraszyłem! - zauważyłem podniesionym głosem. - Tak przeżywasz rozstanie, nastrój ci się zmienia co chwilę, poważnie, przez chwilę myślałem, że jesteś w ciąży i dlatego tak wszystko ciężko przeżywasz! - dodałem, oddychając spokojniej. Przynajmniej po jej reakcji mogę sądzić, że nikt jej jeszcze nie napompował.
Choć przy jej zachowaniu, z tego zdania będzie trzeba wykreślić "jeszcze" i dopisać "nigdy".
Falling victim to your fantasy
Damn, I love it that you're so creepy
Offline
Wzruszyłam ramionami i podniosłam się z kanapy. Gapiłam się przed siebie na drzwi. Chyba wypłakałam już całą wodę z organizmu. Możliwe, bo naprawdę chciało mi się pić.
- Ta. Przykro mi - powiedziałam.
Złapałam za pasek od torby.
You are not required to set yourself on fire to keep others warm
Offline
Uraziłem ją? Ups?
- Hmmm okej? - wzruszyłem ramionami. - Nie lubię ludzi, ludzie nie lubią mnie, ale mogę powiedzieć, że się starałem - przyznałem sobie na głos. - Idziesz? To dobrze, planowałem tu posiedzieć w spokoju, bo mój współlo-ADHD nie daje mi chwili spokoju - westchnąłem, opadając na kanapę i wyciągając jednego z kilku smartfonów.
Falling victim to your fantasy
Damn, I love it that you're so creepy
Offline
- Mhm, miłego dnia, Vogel - powiedziałam równie sucho i wyszłam z pomieszczenia.
Rozbolał mnie brzuch. Znowu mnie nerwy łapały. Muszę się położyć.
You are not required to set yourself on fire to keep others warm
Offline
Hm, przynajmniej spokój. Choć... No dobra, spanikowałem! Ona płakała, a ja się zupełnie nie umiem odnaleźć w takich sytuacjach! Gdybym wiedział wcześniej, że spotkam tu zapłakaną dziewczynę chwilę po rozstaniu, to bym w ogóle z łóżka nie wstawał!
Brawo Lükex, Mistrzu Spieprzenia, oficjalnie możesz sie uznawać za Boga Odpychania ludzi od siebie.
Falling victim to your fantasy
Damn, I love it that you're so creepy
Offline
Lubiłem Błękitny Salon. Ogólnie uwielbiałem niebieski. Może to trochę przez kolor mojego kamienia.
Siedziałem z gitarą, którą zabrałem z sali muzycznej i na nielegalu podgrywałem w salonie. Już widzę reakcję Rose: od tego mamy salę muzyczną!!!
Zaśmiałem się lekko, gdy tylko o tym pomyślałem.
Jeśli bowiem śmierć i nieśmiertelność tworzą parę nierozłącznych kochanków, ten, którego twarz miesza się z twarzami zmarłych, jest nieśmiertelny za życia.
Offline
Ze szkicownikiem pod pachą i twardym postanowieniem powrotu do codziennego szkicowania, wszedłem do Błękitnego, szczerze zaskoczony, że kogoś tu zastałem.
- O, masz gitarę! - zauważyłem z uśmiechem, radosnym krokiem podchodząc i siadając w moim ulubionym fotelu.
Kocham cię nie wiedzcie jak ani kiedy, ani czemu,
kocham cię po prostu,
bez zawiłości i bez pychy: tak cię kocham,
bo nie umiem kochać cię inaczej.
Offline
Podniosłem głowę, przestając grać.
- No! Mam gitarę! - Zaśmiałem się. - Siemka, Saint.
No nieźle, nie sądziłem, że spotkam tutaj młodego. Był takim dzieciakiem, gdy go ostatnio widziałem!
Jeśli bowiem śmierć i nieśmiertelność tworzą parę nierozłącznych kochanków, ten, którego twarz miesza się z twarzami zmarłych, jest nieśmiertelny za życia.
Offline
Przeprzywiłem zaskoczony głowę.
- Skąd wiesz jak mam na imię? - zdziwiłem się szczerze. - Przedstawiałem się panu kiedyś, Panie z gitarą? Nie pamiętam jakoś... Ale tak, jestem Saint!
Kocham cię nie wiedzcie jak ani kiedy, ani czemu,
kocham cię po prostu,
bez zawiłości i bez pychy: tak cię kocham,
bo nie umiem kochać cię inaczej.
Offline
Zmarszczyłem brwi. No nie. Przecież to ten dzieciak. Mały, białowłosy Saint. Znaczy już nie taki mały, bo jest wyższy ode mnie, ale to nadal on.
Nie pamięta, kim jest?
Już miałem spytać, co on odwala, gdy przyszło mi do głowy, że to chyba nienajlepszy pomysł, hmm...
- Jay - przedstawiłem się, szczerząc się i zacząłem znowu przygrywać na gitarze. Wtedy mi się przypomniało, o co chciałem go zadawać, więc spokojnie wszedłem w temat. - Moja "ukochana" wnusia powiedziała mi, jak masz na imię.
Jeśli bowiem śmierć i nieśmiertelność tworzą parę nierozłącznych kochanków, ten, którego twarz miesza się z twarzami zmarłych, jest nieśmiertelny za życia.
Offline
- Ukochana wnusia... Ahhhh, jesteś dziadkiem Tary - uświadomiłem sobie. - Mówiła, że jej dziadek, pierwszy Wybraniec tu jest. Niezwykle miło mi Pana poznać! - uśmiechnąłem się szeroko. Może będzie wiedział coś o moich przodkach? Na pewno się znali!
Kocham cię nie wiedzcie jak ani kiedy, ani czemu,
kocham cię po prostu,
bez zawiłości i bez pychy: tak cię kocham,
bo nie umiem kochać cię inaczej.
Offline
Miło... poznać. Niby to tragiczne, ale trochę zabawne.
- Ciebie też - powiedziałem wesoło, zaraz jednak zmarszczyłem brwi. - Jesteście blisko z Tarą?
Jeśli bowiem śmierć i nieśmiertelność tworzą parę nierozłącznych kochanków, ten, którego twarz miesza się z twarzami zmarłych, jest nieśmiertelny za życia.
Offline
Uśmiechnąłem się szeroko.
- Kocham ją - powiedziałem wprost, ale widząc minę jej dziadka, postanowiłem przestać żartować. - Jesteśmy przyjaciółmi. No wie Pan, jak chce zrobić coś szalonego to idę prosto do Tary. No i ją kocham, rzecz jasna.
Kocham cię nie wiedzcie jak ani kiedy, ani czemu,
kocham cię po prostu,
bez zawiłości i bez pychy: tak cię kocham,
bo nie umiem kochać cię inaczej.
Offline
- Trudno jej nie kochać. Ma krew Russellów! - Powiedziałem dumny. Uniosłem brwi. - Ale jesteś pokręcony. Już sam nie wiem, czy kochasz ją na poważnie, czy nie.
Biedny dzieciak. On by kilku dni z nią sam na sam nie wytrzymał.
Jeśli bowiem śmierć i nieśmiertelność tworzą parę nierozłącznych kochanków, ten, którego twarz miesza się z twarzami zmarłych, jest nieśmiertelny za życia.
Offline
Zamyśliłem się nad tym pytaniem głęboko.
- Widzisz, tutaj jest problem. Sam nie wiem, czy mówię to ja poważnie, czy nie, ale wiem, że ją kocham - wyjaśniłem. - Nie zachowuje się ze mną jak z Elliottem. Kiedy jesteśmy razem jest bardziej... mniej wybuchowa. Tak ciupkę - pokazałem palcami niewiele. - Ale wytrzymujemy ze sobą tyle lat i czasu... No, po prostu ją kocham - wzruszyłem ramionami.
Kocham cię nie wiedzcie jak ani kiedy, ani czemu,
kocham cię po prostu,
bez zawiłości i bez pychy: tak cię kocham,
bo nie umiem kochać cię inaczej.
Offline
On naprawdę ją kochał? Powinienem walnąć gadkę, że ma się trzymać od niej z daleka?
Nie. Powinienem raczej tę gadkę walnąć Tarze, żeby ona zostawiła biednego Sainta w spokoju. Armagedon, istny armagedon.
Wzruszyłem ramionami i wróciłem do grania.
- Błogosławieństwa wam nie dam, bo... to byłoby dziwne. - Zmarszczyłem brwi rozbawiony. - Poza tym na tyle jej nie znam. Mam nadzieję, że masz wystarczające nerwy. Nie żebym robił jej złą reklamę. - Roześmiałem się. - Dobrze, nie oszukujmy się. Właśnie to robię.
Jeśli bowiem śmierć i nieśmiertelność tworzą parę nierozłącznych kochanków, ten, którego twarz miesza się z twarzami zmarłych, jest nieśmiertelny za życia.
Offline
Zaśmiałem się znów, kręcąc głową.
- Gdybym nie wiedział, jaka jest, nie twierdziłbym, że ją kocham. Ale wiesz, Tata nie jest aż taka zła. Znaczy... czasem przesadzała z alkoholem i bardzo "przyjaznymi" znajomymi, ale już zdążyłem się przyzwyczaić. Więc Pan się nie martwi, ja wiem w jaką przyjaźń się wpakowałem.
Kocham cię nie wiedzcie jak ani kiedy, ani czemu,
kocham cię po prostu,
bez zawiłości i bez pychy: tak cię kocham,
bo nie umiem kochać cię inaczej.
Offline
Przyjaźni znajomi? Musi mieć ciekawe życie.
- Chyba powinienem bardziej się obawiać o Tarę, jako jej dziadek, ale jest zbyt silna, żebym musiał się martwić. - Pokręciłem głową rozbawiony.
Jeśli bowiem śmierć i nieśmiertelność tworzą parę nierozłącznych kochanków, ten, którego twarz miesza się z twarzami zmarłych, jest nieśmiertelny za życia.
Offline
Zaśmiałem się, kiwając głową.
- Skopałaby dorosłego faceta na miazgę, gdyby nie przyznał, że jest "zajebista" - potwierdziłem słowa jej dziadka. - Zdecydowanie poradzi sobie w życiu, jak i w tej... sytuacji z Jerome.
Kocham cię nie wiedzcie jak ani kiedy, ani czemu,
kocham cię po prostu,
bez zawiłości i bez pychy: tak cię kocham,
bo nie umiem kochać cię inaczej.
Offline
Prychnąłem. Nie lubiłem jego tematu.
- To tylko nadęty dupek z rozdętym ego rozmiaru wszechświata, które zajmuje ludziom powietrze na oddychanie. - Przewróciłem oczami. - Rzuciła go panienka i się obraził jak mały chłopczyk. "Ojej, Elizka mnie zdradziła, idę zabić mojego brata, żeby się wyżyć".
Jeśli bowiem śmierć i nieśmiertelność tworzą parę nierozłącznych kochanków, ten, którego twarz miesza się z twarzami zmarłych, jest nieśmiertelny za życia.
Offline
- Cóż, chyba po drodze się zgubił bo ma ochotę mordować każdego kto się podłoży - zauważyłem dość ironicznie jak na mnie. - Samo myślenie o nim jest jakieś dziwne. Boli mnie od tego głowa... Ale wiesz, skoro wam, Pierwszym Wybrańcom się udało, bo i tym razem go uwięzimy, co nie?
Kocham cię nie wiedzcie jak ani kiedy, ani czemu,
kocham cię po prostu,
bez zawiłości i bez pychy: tak cię kocham,
bo nie umiem kochać cię inaczej.
Offline
Strony: Poprzednia 1 2 3 4 Następna