Nie jesteś zalogowany na forum.
Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się przez dłuższą chwilę
- Widziałam tylko do momentu gdy przenieśliśmy się do Anglii. Z tego co słyszałam to mój ród wywodzi się z Francji, czy coś takiego. - wzruszyłam ramionami
life is damn unpredictable
Offline
- Cóż, pewnie byłaś na rozpoczęciu rok i doskonale wiesz co się stało. Słyszałaś wcześniej cokolwiek na temat tego człowieka?- zapytałam aby zbadać czy dziewczyna cokolwiek wie. Chociaż zanosi się, że nic nie wie i będzie to cóż szok.
Offline
Pokręciłam głową
- Jerome de Clare, ten którego kiedyś uwięziliście. Nic więcej nie wiem
life is damn unpredictable
Offline
- Niezwykle niezręcznie mi to powiedzieć, ale człowiek tam na sali, to był członek rodu, do którego również i ty należysz. Jesteś spokrewniona z tym człowiekiem.- stwierdziłam zwyczajowo zimnym tonem.
Offline
Milczałam przez dłuższą chwilę, zastanawiając się nad słowami dyrektorki po czym parsknęłam śmiechem
- To żart co nie? Jeśli tak, to udany.
life is damn unpredictable
Offline
- Czy ja ci dziecko wyglądam na osobę, która żartuję z takich rzeczy w obliczu takiego zagrożenia?- uniosłam brwi.
Offline
Pokręciłam głową
- Oczywiście, że nie ale może teraz stara się pani stać mniej sztywna.
life is damn unpredictable
Offline
- Nie jestem sztywna..- mruknęłam.- Wierz mi lub, ale to co powiedziałam to jest czysta prawda. Poświeciłam całe lata aby się tego dowiedzieć. To ty moja droga jesteś tym brakującym wybrańcem, o którym mówił Jerome. Cóż, nie wie o tym, że jego ród nie skończył się na nim. Jesteś moim asem w rękawie.- odparłam. Na szczęście jeszcze się nie dowiedział, że naprawdę chwilowo nie mam w garści jednego z wybranców. Muszę odnaleźć ten cholerny bursztyn, zanim będzie za późno.
Offline
- Nie, to niemożliwe. Nie jestem żadnym asem w rękawie, bo nie jestem z jakiegoś rodu de Clare czy coś tam. Jestem WINDSOR i zawsze nim byłam.
life is damn unpredictable
Offline
- Owszem jesteś. Nosisz nazwisko kobiety, z którą brat Jerome'a był związany i która urodziła mu dziecko. Dziecko, które zostało ukryte przed naszym złym gościem i przewiezione do Francji. Jerome nie ma bladego pojęcia, że jego brat miał dziecko.- wzruszyłam ramionami jakby to była oczywista oczywistość.
Offline
Ponownie parsknęłam gorzkim śmiechem
- Czyli czekaj...mam w sobie krew tego człowieka, który zabił setki osób i próbował zamordować Echo?
life is damn unpredictable
Offline
- Przykro mi to mówić, ale niestety tak.- westchnęłam. - Ta rozmowa jest oczywiście absolutnie tajna. Nie możesz nikomu powiedzieć o tym kim jesteś. Dla informacji wszystkich jesteś po prostu normalnym wybrańcem z normalnego rodu.
Offline
- Normalny ród, do którego należy największy psychopata na tym globie!
life is damn unpredictable
Offline
- Nikt nie musi o tym wiedzieć. - przewróciłam oczami.- Od tej chwili jesteś pod moją całkowitą opieką. Nie możesz nigdzie wyjść bez mojej wiedzy. Nie mogę dopuścić do tego, aby Jerome dowiedział sie kim jesteś.
Offline
Ukryłam twarz w dłoniach.
- Tylko ty o tym wiesz? - mruknęła, nie podnosząc wzroku
life is damn unpredictable
Offline
- Tak, tylko i wyłącznie ja.- kiwnęłam głową.
Offline
Podniosłam się i oparłam wygodniej na krześle
- Od jak dawna i przede wszystkim, skąd to wiesz?
life is damn unpredictable
Offline
- Och dziewczyno, przez te wszystkie lata obserwowałam twoją rodzinę. Od zawsze miałam doskonały zmysł dedukcji więc wiedziałam, że coś nie gra, gdy biedna dziewczyna z wioski urodziła dziecko i niemal natychmiast wysłała je do siostry do Francji. Po latach ostatecznie potwierdziły się moje przypuszczenia kim to dziecko było.
Offline
- Skoro obserwowałaś to byś wiedziała kto podłożył pożar, przez który moi rodzice zginęli - wysyczała, wstając gwałtownie z krzesła. - Kłamiesz, musisz kłamać! Nie wierzę w ani jedno twoje słowo, bo ktokolwiek powiedziałby mi o tym kim on jest! - krzyknęła. - Mów ile chcesz, że Jerome to jakiś mój pieprzony przodek, wuj czy jakaś kaczka. Ja i tak nie uwierzę. - dodała,po czym wyszła z jej gabinetu trzaskając drzwiami.
life is damn unpredictable
Offline
Stanąłem przed drzwiami z tabliczką "DYREKTORKA SZKOŁY Madame Genevieve Montrose".
No no. Uśmiechnąłem się pod nosem. Jak oficjalnie.
Zapukałem do drzwi i czekałem, lekko kiwając się na stopach.
Jeśli bowiem śmierć i nieśmiertelność tworzą parę nierozłącznych kochanków, ten, którego twarz miesza się z twarzami zmarłych, jest nieśmiertelny za życia.
Offline
Jezu Chryste, ciekawe co się jeszcze dzisiaj wydarzy. Najazd zombie? Elizabeth wstanie z grobu.
- Proszę wejść.- mruknęłam, starając się skupić na dokumentach
Offline
Otworzyłem drzwi na tyle, żeby wystawić przez nie głowę.
Faktycznie. To była ona. Tylko wyglądała na starszą. Widocznie ten czar czy cokolwiek nie podziałał tak do końca.
Uśmiechnąłem się szeroko.
- Jesteś pewna, że chcesz mnie widzieć, Rose? - Zapytałem, nadal z głową w drzwiach.
Jeśli bowiem śmierć i nieśmiertelność tworzą parę nierozłącznych kochanków, ten, którego twarz miesza się z twarzami zmarłych, jest nieśmiertelny za życia.
Offline
Kurde, powinnam przewidywać przyszłość. Oto chodzące zwłoki, aka najazd zombie.
- Oo witam pana, jednak nie umarłeś.- westchnęłam, zerkając do pustej filiżanki, w której wcześniej była herbatka uspokajająca.
Offline
- Jeszcze żyję - odpowiedziałem i wszedłem do środka, zamykając za sobą drzwi. - Słyszałem, ze dzisiaj starzy znajomi wpadają z odwiedzinami do Akademii. Nie mogłem być gorszy! - Zaśmiałem się.
Jeśli bowiem śmierć i nieśmiertelność tworzą parę nierozłącznych kochanków, ten, którego twarz miesza się z twarzami zmarłych, jest nieśmiertelny za życia.
Offline
- Z łaski swojej mi nawet o tym nie przypominaj.- przewróciłam oczami.- Co cie do mnie po tylu latach sprowadza, Jack?- uniosłam te swoje idealnie wyregulowane brwi.
Offline