Nie jesteś zalogowany na forum.
Uniosłem brwi rozbawiony i schowałem kamień pod koszulkę.
- A jeśli nie, to co? - Spojrzałem na nią z wyzwaniem w oczach.
Jeśli bowiem śmierć i nieśmiertelność tworzą parę nierozłącznych kochanków, ten, którego twarz miesza się z twarzami zmarłych, jest nieśmiertelny za życia.
Offline
Jeknęłam zmęczona.
- To nic, porostu sobie postoje i poczekam aż przyjdzie po mnie ten koleś z kosą - powiedziałam, patrząc w sufit.
"Chciała poczuć znowu, jak to jest po prostu żyć - zamiast
snuć się niczym zombi i przyglądać się, jak żyją inni."
"bad days, sad eyes"
Offline
- Świetnie! - Klasnąłem w dłonie. - A ja poczekam sobie tutaj z tobą i dotrzymam ci towarzystwa! Niezły plan, prawda, Annabeth?
Śmieszyła mnie w sumie ta dziewczyna. Byłem potwornie ciekawy, jaka byłaby bez blokady.
Jeśli bowiem śmierć i nieśmiertelność tworzą parę nierozłącznych kochanków, ten, którego twarz miesza się z twarzami zmarłych, jest nieśmiertelny za życia.
Offline
Stałam tak przez dobre kilka, może kilkanaście minut z myślą, że w końcu mu się znudzi i się odezwie. Nie zrobił tego. Opuściłam podbródek w dół i spojrzałam z wyrzutem na kolesia.
- Naprawdę? - spytałam i westchnęłam ciężko. - Oddaj mi kamień i znikaj, to nie jest zabawne, to męczące. Ja jestem zmęczona, nie wygłupiaj się...
Zwiesiłam ramiona.
"Chciała poczuć znowu, jak to jest po prostu żyć - zamiast
snuć się niczym zombi i przyglądać się, jak żyją inni."
"bad days, sad eyes"
Offline
- Ale ja tym razem nie żartuję, Annabeth! - Roześmiałem się, co nie pasowało do tego, co wcześniej powiedziałem. - Poważnie. To może ci sporo pomóc. Bez ogarnięcia tego, nie dasz rady kontrolować kamienia, a kontrolowanie kamienia... cóż, jest dla nas niezbędne. To znaczy już dla was.
Jeśli bowiem śmierć i nieśmiertelność tworzą parę nierozłącznych kochanków, ten, którego twarz miesza się z twarzami zmarłych, jest nieśmiertelny za życia.
Offline
Zmarszczyłam brwi. Spojrzałam na jego rękę, a dokładnie na pierścień którego dotykał.
- Czy ty nie powinieneś leżeć w piachu, skoro znałeś mojego przodka? - spytałam bez żadnych skrupułów. - I skoro jest nowy potomek twojego kamienia, to po co ty tu jesteś? - dopytywałam. Zmarszczyłam nos, biorąc głęboki oddech.
"Chciała poczuć znowu, jak to jest po prostu żyć - zamiast
snuć się niczym zombi i przyglądać się, jak żyją inni."
"bad days, sad eyes"
Offline
Wzruszyłem ramionami.
- Bo miałem ochotę odwiedzić starych znajomych, ot co. I poznać moją wnuczkę! - Machnąłem ręką. - Jestem nieśmiertelny. Tylko dlatego nie leżę w piachu. A twój przodek miał na imię Ryan.
Jeśli bowiem śmierć i nieśmiertelność tworzą parę nierozłącznych kochanków, ten, którego twarz miesza się z twarzami zmarłych, jest nieśmiertelny za życia.
Offline
Pokręciłam głową.
- Jeśli jesteś w stanie zauważyć, to ja nim nie jestem, i nie musisz wyświadczać mi żadnych przysług, bo NIE ZNAMY SIE - ostatnie trzy słowa powiedziałam jeszcze wolniej niż zazwyczaj lecz nieco głośniej.
Wyciągnęłam dłoń w jego stronę.
"Chciała poczuć znowu, jak to jest po prostu żyć - zamiast
snuć się niczym zombi i przyglądać się, jak żyją inni."
"bad days, sad eyes"
Offline
- Ale ja nie wyświadczam przysług. Wykonuję tylko bezinteresowną pomoc. - Wyszczerzyłem się, nadal nie oddając jej wisiorka.
Jeśli bowiem śmierć i nieśmiertelność tworzą parę nierozłącznych kochanków, ten, którego twarz miesza się z twarzami zmarłych, jest nieśmiertelny za życia.
Offline
Skrzywiłam się.
- Nie ma czegoś takiego jak bezinteresowa pomoc - oznajmiłam sucho. - Ludzie zawsze czegoś chcą. Ty chcesz żebym odblokowała jakiś syf, co nie ma kompletnie sensu, bo czuje się świetnie.
"Chciała poczuć znowu, jak to jest po prostu żyć - zamiast
snuć się niczym zombi i przyglądać się, jak żyją inni."
"bad days, sad eyes"
Offline
Przewróciłem oczami.
- Jak możesz czuć się świetnie, skoro nie czujesz niczego? Ty w ogóle wiesz, jak to jest czuć się świetnie, czy tylko to sobie wyobrażasz?
Trochę pojechałem. Ale zdałem sobie sprawę z tego dopiero wtedy, gdy było już za późno.
Jeśli bowiem śmierć i nieśmiertelność tworzą parę nierozłącznych kochanków, ten, którego twarz miesza się z twarzami zmarłych, jest nieśmiertelny za życia.
Offline
Zmrużyłam oczy.
Właśnie tacy byli ludzie. Obojętnie co mówili, jakie mieli intencje - zawsze prowadziło to tylko do jednego. Dlatego ich unikałam.
- Pewnie sobie tylko sobie wyobrażam przecież jesteś ekspertem w tych tematach - bąknęłam.
Nie było po mnie widać ale zabolało mnie to bardziej niż mógł sobie to wyobrazić.
"Chciała poczuć znowu, jak to jest po prostu żyć - zamiast
snuć się niczym zombi i przyglądać się, jak żyją inni."
"bad days, sad eyes"
Offline
- Może trochę, bo ja czuję za dużo. - Machnąłem ręką i zdjąłem naszyjnik, wciskając jej go w dłonie. - Skoro czujesz się świetnie, to nie zostaje mi nic innego, niż ci pogratulować. Cześć, Annabeth - pożegnałem się i ruszyłem w stronę mojego pokoju.
Jeśli bowiem śmierć i nieśmiertelność tworzą parę nierozłącznych kochanków, ten, którego twarz miesza się z twarzami zmarłych, jest nieśmiertelny za życia.
Offline
Zacisnęłam palce na naszyjniku,który był dziwnie ciepły, ale momentalnie w moich dłoniach zrobił się zimny.
- Nawet się nie przedstawiłeś - bąknęłam za tym wariantem. Nie zamierzam nic mówić ale samo tak jakoś wyszło.
"Chciała poczuć znowu, jak to jest po prostu żyć - zamiast
snuć się niczym zombi i przyglądać się, jak żyją inni."
"bad days, sad eyes"
Offline
Zatrzymałem się na chwilę i odwróciłem.
- Jay - odkrzyknąłem. - Jay Kenneth Russell.
Jeśli bowiem śmierć i nieśmiertelność tworzą parę nierozłącznych kochanków, ten, którego twarz miesza się z twarzami zmarłych, jest nieśmiertelny za życia.
Offline
Kiwnęłam głową. Jay odwrócił się i ruszył dalej, a ja odwróciłam wzrok. Mocniej zacisnęłam palce na kamieniu po czym schowałam dłoń do kieszeni.
Nie chciałam już o tym myśleć. Bo po co?
Westchnęłam ciężko. Pomimo, że z ciepłych ubrań miałam przy sobie tylko czarną bluzę ruszyłam do wyjścia z akademii.
Może złapie zapalenia płuc, czy coś innego?
"Chciała poczuć znowu, jak to jest po prostu żyć - zamiast
snuć się niczym zombi i przyglądać się, jak żyją inni."
"bad days, sad eyes"
Offline
***
Po pokonaniu idioty. Nie jakoś długo po, może parę miesięcy.
Okay. Miałam dość. Totalnie kompletnie dość. Ten gabinet mnie tak drażnił... Choć był naprawdę ładny, miałam wrażenie, jakbym wylądowała w gabinecie Dolores Umbridge w Hogwarcie. W sumie Montrose jest tak samo zakłamaną suką, więc nie ma różnicy. Przekopywałam szafki, modląc się w duchu, by nikt tutaj nie wszedł.
Hahahahahahah
Whatever.
Offline
Zapukałem do gabinetu Montrose, jednak nikt się nie odezwał. Westchnąłem. "Panie Finnegan, zapraszam pana do gabinetu, gdy pan skończy z tą podłogą". Bla bla bla. A teraz jej nie ma. Pewnie chciała mnie pomęczyć. Przewróciłem oczami i nacisnąłem na klamkę. Po czym stanąłem jak wryty.
- Madame Montrose? Trochę panna odmłodniała - zażartowałem, po czym zmarszczyłem brwi. Przecież ja ją znałem! - Agnes? No ciebie bym nie podejrzewał o łamanie zasad, lol.
No, może poza zasadami zachowań między uczniami i pewnymi nauczycielami pomyślałem, uśmiechając się pod nosem.
I put my hands up in the air sometimes saying aaayo I'm a leeego
Offline
Zastygłam w miejscu, gdy usłyszałam pukanie i nawet nie zdążyłam się przenieść, gdy ktoś wszedł do środka. Przede mną stał chłopak, który mógł być mniej więcej w moim wieku, choć raczej wyglądał dość młodo. Jego oczy miały praktycznie tak intensywny kolor, jak moich i taty, tylko że nasze miały lekką domieszkę szarości.
Przewróciłam oczami.
- Już myślałam, że coś mi grozi, ale po tym "lol" widzę, że nie mam do czynienia z poważnym człowiekiem. Mimo wszystko trochę mi się spieszy, także jeśli pozwolisz... - Odwróciłam się w stronę półek.
Hahahahahahah
Whatever.
Offline
Nie. To jednak nie Agnes. Agnes nie jest wredna.
Zaśmiałem się i ukłoniłem, efektowanie wymachując mopem w dłoni.
- Ja, droga pani, jestem totalnie niepoważnym człowiekiem. Guud, że mamy to ustalone.
I put my hands up in the air sometimes saying aaayo I'm a leeego
Offline
- Spoko, mopaczu - mruknęłam, nie odrywając się od papierów. - Cholera, gdzie ona to trzyma... - mruknęłam do siebie.
Hahahahahahah
Whatever.
Offline
Podszedłem za jej plecami i nachyliłem się, patrząc jej przez ramię.
- Czego szukasz? - Zapytałem. - Może ci pomóc?
I put my hands up in the air sometimes saying aaayo I'm a leeego
Offline
Westchnęłam sfrustrowana.
- Daj mi spokój - warknęłam. - Potrzebuję jednych akt i się zmywam do siebie. Zabieraj się ze swoim mopem i po prostu udawaj, że nigdy się nie spotkaliśmy.
Turmalin nadal był zimny jak lód. A to nie wróżyło niczego dobrego. Cholera. Czyżby tego tutaj nie było?
Hahahahahahah
Whatever.
Offline
Zmarszczyłem brwi.
- Akt? W sensie tych dyngsów o uczniach, które Monte zbiera jak CIA? - Dopytywałem Agnes 2.
I put my hands up in the air sometimes saying aaayo I'm a leeego
Offline
Odwróciłam głowę i spiorunowałam go wzrokiem.
- Tylko ty gadasz jakimś tajnym kodem, czy po prostu wszyscy ludzie w tych czasach są tacy pojebani jak ty, Mopacz? - Zapytałam zgryźliwie. W końcu usiadłam na ziemi po turecku, poddając się. - Takich "dyngsów" o rodzinach Wybrańców. Co to w ogóle za słowo, "dyngsy"?
Hahahahahahah
Whatever.
Offline