Nie jesteś zalogowany na forum.
Cementarz na samej granicy miasta. Nawet jak na cemtarz jest przyjemnym miejscem.
Marzyłem o Tobie
o Twoich ustach, ramionach
o cieple i o oddechu namiętności
o dzieciach, które mógłbym mieć
z Tobą
Offline
Cholerne cementarze. Poważnie, mam dość. Dlaczego jako podróżnicy w czasie, dlaczego jako osoby które mogą cofając się w czasie spotkać przeszłość, nie chcą się z nią zmierzyć w rzeczywiści?
Twarzą z zimnym kamieniem, gdzie widnieje nazwisko, samo nazwisko, niczym wyrzut sumenia.
Tutaj nie ma ideałów. Są tylko trupy.
Marzyłem o Tobie
o Twoich ustach, ramionach
o cieple i o oddechu namiętności
o dzieciach, które mógłbym mieć
z Tobą
Offline
Cmentarze straszyły mnie bardzo długo. Czas kiedy musiałam pochować wszystkich, których tak bardzo kochałam, tych z którymi nie chciałam się rozstawać. Ale ten czas minął. Śmierć stała się punktem, który - pomimo żalu, smutku, a czasem nawet bólu - potrafiłam zaakceptować.
Przecież nie mogłam nic zmienić.
Już miałam wracać, jednak zauważyłam Rogera, pochylonego nad starym, zniszczonym grobem. Nie mogłam nawet doczytać nazwiska.
Podeszłam cichutko aby mu nie przeszkadzać, powinnam w ogóle odejść, jednak zaniepokojona nie mogłam tego zrobić.
- Mój drogi...? - mruknęłam pytająco, stojąc kilka kroków od niego. Chciałam uświadomić go o mojej obecności, było by niegrzecznie stać i wpatrywać się w niego, a tym bardziej wystraszyć go nagłym pojawieniem się. Mój głos był delikatny i niepewny.
"Trzeba kochać życie, aby je przeżywać
i trzeba przeżywać życie, aby je kochać."
Offline
- Nie mów tak - mruknąłem. - To było dawno temu - zaznaczyłem, nadal patrząc się tępo w kamień. W sumie czego oczekiwałem? Że osoby pod kamienną płytą przemówią?
Marzyłem o Tobie
o Twoich ustach, ramionach
o cieple i o oddechu namiętności
o dzieciach, które mógłbym mieć
z Tobą
Offline
Jedną dłonią złapałam kamień, a drugą położyłam na jego ramieniu, również patrząc się na kamienną płytę. Pomyślałam o spokoju, który wydawał mi się teraz pomocy, choć nie byłam co do tego pewna.
- Wszyscy jesteście mi drodzy, Rogerze - oznajmiłam, tym razem z pewnością i przekonaniem. - To, że rozdzielił nas czas i tysiące kilometrów nie oznaczało, że ty, mały, czy Jay nie będziecie dla mnie nic znaczyć. Każdy z was, jest częścią mnie... - Wzruszyłam lekko ramionami, wykonałam ten ruch bardzo powoli.
"Trzeba kochać życie, aby je przeżywać
i trzeba przeżywać życie, aby je kochać."
Offline
Odepchnąłem jej rękę.
- Wiem jak działają wasze kamienie. Nie życzę sobie byś próbowała tego na mnie, jasne? - mruknąłem. - Kiedyś bawiłem się w bycie królikiem doświadczalnym każdego z was, gdy ćwiczyliście. Jednak teraz to już przesada, wyżywać się na istocie idealnej - zauważyłem sucho.
Marzyłem o Tobie
o Twoich ustach, ramionach
o cieple i o oddechu namiętności
o dzieciach, które mógłbym mieć
z Tobą
Offline
Westchnęłam cicho, przykucając obok niego.
- Wybacz, nie chciałam... - zaczęłam mówić z poczuciem winy. - Ja... - Zacisnęłam usta, zerkając w bok. Potem wróciłam wzrokiem do niego. - Nie powinnam - przyznałam ze skruchą. - Musisz mi wybaczyć, Roger, nie miałam złych intencji. Wiesz przecież... - ostatnie zdanie wyszeptałam.
"Trzeba kochać życie, aby je przeżywać
i trzeba przeżywać życie, aby je kochać."
Offline
Rany, to takie irytujące.
- Ty nigdy nie masz złych intencji. Nawet zamykając Jerome miało się wrażenie, że chcesz go przeprosić - wywróciłem oczami. - To komoczne. Podróżnicy z dorobkiem na karku, a nadal tak samo głupi. Ludzie się zmieniają, kiedy nas przy nich niema. To jak omlety. Kiedy na nie nie patrzysz, zaraz się przypadają, jednak kiedy ciągle je obserujesz, robią się ledwo ciepłe.
Marzyłem o Tobie
o Twoich ustach, ramionach
o cieple i o oddechu namiętności
o dzieciach, które mógłbym mieć
z Tobą
Offline
Zesztywniałam.
- Naprawdę tak o tym myślisz? - spytałam, chowając wszelką urazę. Zmarszczyłam jedynie brwi. Naprawdę go nie poznawałam. Kiedyś był... Pokręciłam lekko głową.
"Trzeba kochać życie, aby je przeżywać
i trzeba przeżywać życie, aby je kochać."
Offline
- Nie muszę się nad tym zastanawiać. Ja to wiem. Sama o tym wiesz. Wiele się zmieniło odkąd postanowiłeś, że czas się rozejść, znająć rodzinami... A właśnie, co tam u mężulka? - zapytałam zaiście zaciekawiony i pełen jadu i drwiny.
A grób patrzy i ocenia.
Marzyłem o Tobie
o Twoich ustach, ramionach
o cieple i o oddechu namiętności
o dzieciach, które mógłbym mieć
z Tobą
Offline
Poczułam głęboki ból w sercu. Podniosłam się do góry.
- Pochowałam Jamesa wiele lat temu, mój drogi - powiedziałam, a w moim głosie było tak wiele emocji, że można by było wymyślić jakieś nowe słowo na ten stan.
"Trzeba kochać życie, aby je przeżywać
i trzeba przeżywać życie, aby je kochać."
Offline
- Hm, no tak. To trochę kłopotliwe być w małżeństwie z trupem, nie uważasz? - parsknąłem, a noga znów zaczęła mi skakać, jak zawsze, gdy denerwuje mnie coś lub ktoś. Ale tego ktosia nie wypierdolisz, prawda? Rozkoszne, Roger.
Marzyłem o Tobie
o Twoich ustach, ramionach
o cieple i o oddechu namiętności
o dzieciach, które mógłbym mieć
z Tobą
Offline
- Słucham? Myślę, że posuwasz się za daleko, mój drogi. - Łzy zebrały mi się w kącikach oczu. - Zdecydowanie za daleko. Ale co się dziwić. Trudno być człowiekiem w tak nieludzkich czasach - stwierdziłam. - Chyba muszę już iść - oznajmiłam, nie chcąc odchodzić bez słowa. Odwróciłam się i ruszyłam do przodu.
"Trzeba kochać życie, aby je przeżywać
i trzeba przeżywać życie, aby je kochać."
Offline
- Więc idź - pochyliłem głowę, patrząc w swoje stopy. - Łatwiej omijać temat, nie sądzisz? Martwi nie przemówią, nie ożyją i nigdy nie dowiemy się na przykład jakie były ich ostatnie myśli, albo co mieli na myśli wypowiadając ostatnie słowa... - westchnąłem. - Ale lepiej zapominać i z krwawiącą raną w sercu mówić, że od ponad 300 lat płaczesz po kimś, czyja śmierć była oczywista i byłaś na nią gotowa.
Marzyłem o Tobie
o Twoich ustach, ramionach
o cieple i o oddechu namiętności
o dzieciach, które mógłbym mieć
z Tobą
Offline
Zatrzymałam się. To oczywiste, że nie mogłam odejść!
Odwróciłam się, wpatrując się w jego plecy.
- Śmierć nie oznacza, że nagle wszystko przeminie, zniknie, odejdzie w zapomnienie, Roger! - wzburzyłam się. Nie poznawałam go kompletnie. - Posłuchaj mnie proszę. Nigdy, przenigdy nie będę gotowa na niczyją śmierć - powiedziałam twardo. - Tak samo jak nie będziesz gotowy na nią ty, czy ktokolwiek inny. Kochamy, bardziej lub mniej. - Zacisnęłam na chwilę zęby. - Ale tak jest. Można to jedynie zaakceptować, a ból z czasem staje się mniejszy, ale nigdy nie znika.
Oddychałam ciężko, bo zbierało mi się na płacz, nie byłam już w stanie być spokojna, czułam jak wszystko do mnie wraca. Przed oczami migały mi najróżniejsze sceny z mojego życia - a było ich przecież tak dużo.
Łzy, śmiech, strach, niepokój, przyjaźń, , dobre i złe uczynki... Aż słabo zrobiło mi się od tego wszystkiego. Szmaragd za mocno na mnie działał.
"Trzeba kochać życie, aby je przeżywać
i trzeba przeżywać życie, aby je kochać."
Offline
Cholera...! Przecież jeszcze chwilę i szmaragd wybuchnie! Tak to jest, kiedy z nienacka wracają Ci moce kamienia, ale pamięć jak go używać przepadła.
- Uspokój się - poleciłem z chłodnym spokojem, stając na przeciwko niej. - Pamiętasz? Oddychaj, pozwól emocjom przepłynąć przez szmragd i uwolnij je. Nie kumuluj... - Już raz to przerabialiśmy. Setki lat temu. Ale wtedy nie wkurzyłem jej aż tak bardzo.
Marzyłem o Tobie
o Twoich ustach, ramionach
o cieple i o oddechu namiętności
o dzieciach, które mógłbym mieć
z Tobą
Offline
Położyłam dłoń na swoim czole. Ta dziwna mgła powoli znikała z każdym oddechem. Jedbak nadal błądziłam wzrokiem po obrazach które były jedynie przeszłością. Czułam się trochę tak jakbym przygladała swoje albumy ze zdjęciami, tylko, że tym razem zdjęcia się poruszały.
"Trzeba kochać życie, aby je przeżywać
i trzeba przeżywać życie, aby je kochać."
Offline
- No, dalej - szepnąłem, jak kiedyś. Cholera. Znów jestem niańką kamieni? Nie wydaje mi się. To Reyes miał się tym zająć. Choć Ren to kurewsko inny przypadek.
- Widzisz koniec? - zapytałem, zgadzając, że widzi wszystkie chwilę, które wywołałem. - Idź tam. Podstaw to w tyle. W twojej świadomości, wspomnienia są bezpieczne.
Marzyłem o Tobie
o Twoich ustach, ramionach
o cieple i o oddechu namiętności
o dzieciach, które mógłbym mieć
z Tobą
Offline
Zsunęłam dłoń na oczy i je zamknęłam.
Tak dawno nie miałam napadów, kompletnie zapomniałam o ich istnieniu. I zapomniałam jak je zwalczać, jednocześnie nie walcząc.
Ostatni głęboki oddech i otworzyłam oczy. Wszystko uciekło i uciekło. Roger poruszał ustami ale ja nic nie słyszałam.
- Już - mruknęłam pod nosem, gdy nagle dźwięki wróciły. - Już... - powtórzyłam z ulgą. Byłam za stara na takie rzeczy... - To było jak wielki pożar - dodałam, obejmując ramionami brzuch.
"Trzeba kochać życie, aby je przeżywać
i trzeba przeżywać życie, aby je kochać."
Offline
Westchnąłem.
- Mam wrażenie, że nie minęło kilkadziesiąt lat, tylko spotkaliśmy się na co tygodniwych zajęciach w czwartek po południu - wywróciłem oczami. - Za wiele emocji, za mało skupienia. Wróciłaś na poziom nowicjuszy Ren - zauważyłem, a potem spojrzałem na grób. Ah ten wyrzut sumienia, przypomina mi, że jednak wiele się zmieniło od czasu czwartkowych popołudni.
Marzyłem o Tobie
o Twoich ustach, ramionach
o cieple i o oddechu namiętności
o dzieciach, które mógłbym mieć
z Tobą
Offline
- Dziwisz się, mój drogi? Doskonale wiem jak go używać i co daje ale nie jestem w stanie zrobić najprostszych rzeczy - odparłam skonstrowana. - Szmaragd jest rozżalony. Ja jestem zmieszana. To naprawdę złe połączenie. Gdybyście lepiej pilnowali tych dzieciaków, gdybyście... - Zacisnęłam usta. Pojedyńcza łza spłynęła po moim policzku gdy pomyślałam o chłopcu, który zginął.
"Trzeba kochać życie, aby je przeżywać
i trzeba przeżywać życie, aby je kochać."
Offline
Zazgrzytałem zębami.
- Gdybym mógł zrobić cokolwiek, to bym to zrobił Ren - zauważyłem. - Nie umiem cofać czasu. Ja mogę najwyżej sam się cofnąć i popatrzeć na wszytsko jeszcze raz. Wiesz doskonale, że co raz się w historii zdarzyło, nie zdołamy tego naprawić.
Marzyłem o Tobie
o Twoich ustach, ramionach
o cieple i o oddechu namiętności
o dzieciach, które mógłbym mieć
z Tobą
Offline
- Czasu nie da się zmienić, wiem - mruknęłam, kiwając głową.
Brzuch mnie bolał.
- Szkoda w sumie, mógłbyś umieć. Wtedy było by inaczej - stwierdziłam cicho. Gdzieś nadal tliły się we mnie te wszystkie emocje, przez co trzęsły mi się ramiona. - Nie chcę abyś czuł się niekonfortowo, czy wracał do przeszłości. - Ogarnęłam włosy z twarzy. - Poradzę już sobie - oznajmiłam.
"Trzeba kochać życie, aby je przeżywać
i trzeba przeżywać życie, aby je kochać."
Offline
Wzruszyłem ramionami.
- Przeszłość i tak pozostaje. Przychodzę do niej prawie codzienne i odwiedzam ją. Czasem pogadamy, choć do bardziej monologii, bo martwi do gadatliwych nie należą - stwierdziłem. - A i tak szczytem barku komfortu był moment, w którym zaczęłaś emanować emocją pożądania. Uspokojenie wszystkich i Ciebie przy okazji było dopiero kłopotliwe i nie komfortowe - burknąłem, swoim zwyczajem wspominając ludziom błędy.
Marzyłem o Tobie
o Twoich ustach, ramionach
o cieple i o oddechu namiętności
o dzieciach, które mógłbym mieć
z Tobą
Offline
- Wiem, że straciłam kontrolę. Jednak pragnę zauważyć, że sama się z równowagi nie wyprowadziłam - powiedziałam spokojnym głosem, kładąc dłoń na sercu, które wciąż za szybko biło.
Spojrzałam na grób.
- Mój drogi, kto tu spoczywa? - spytałam z lekkim niepokojem.
"Trzeba kochać życie, aby je przeżywać
i trzeba przeżywać życie, aby je kochać."
Offline