Nie jesteś zalogowany na forum.
Saint mieszka niestety sam, nad czym bardzo ubolewa jako towarzyska duszyczka. Niestety każda prośba o zmianę stanu rzeczy, zostawała z dziwnych przyczyn oddalana, najczęściej przez profesora Honesta.
Kocham cię nie wiedzcie jak ani kiedy, ani czemu,
kocham cię po prostu,
bez zawiłości i bez pychy: tak cię kocham,
bo nie umiem kochać cię inaczej.
Offline
Gdy zostawiłam profesora Setha i jego uczennicę, tą Niemkę (swoją drogą - zazdrosną Niemkę) od razu trafiłam do pokoju Sainta. Znaczy się pod drzwi pokoju z kartką o pukaniu, podpisaną "Saint".
Uśmiechnęłam się powalona jego uprzejmą prośbą o pukanie i wystukałam rytm starej, rosyjskiej kołysanki. Gdy usłyszałam przytłumione "proszę" otworzyłam drzwi do pokoju.
Powoli jak najpiękniejszy zachód słońca, znikam z twojego pola widzenia, zupełnie wbrew swej woli...
~~~
Offline
- Rozalina? - zdziwiłem się, podnosząc z łóżka i odkładając szkicownik. - Co ty tu robisz? To przecież akademia, akademik... Mój pokój? - zapytałem, w sumie trochę rozbawiony, choć nie okazywałem tego jeszcze po sobie.
Kocham cię nie wiedzcie jak ani kiedy, ani czemu,
kocham cię po prostu,
bez zawiłości i bez pychy: tak cię kocham,
bo nie umiem kochać cię inaczej.
Offline
- Cóż, przyszłam ci to oddać gapo - wyjaśniłam, pokazując książkę. Potem usiadłam na łóżku obok Sainta, zdejmując buty i podnosząc bose nogi pod brodę.
- Ładnie masz - przyznałam. - Ja nie mieszkałam w akademiku, kiedy chodziłam do Akademii.
Powoli jak najpiękniejszy zachód słońca, znikam z twojego pola widzenia, zupełnie wbrew swej woli...
~~~
Offline
Zmarszczyłem brwi. Fajnie, że oddała mi książkę (kupioną przez Tarę), ale kto normalny wbija do pokoju praktycznie nieznajomego człowieka, a potem zaczyna z nim rozmowę, jak gdyby nigdy nic?
Nie, żebym sam był normalny, no ale ludzie!
- Nie mieszkałaś w akademiku? Czyli chodziłaś do szkoły z domu? Mieszkałaś z rodzicami, co?
Kocham cię nie wiedzcie jak ani kiedy, ani czemu,
kocham cię po prostu,
bez zawiłości i bez pychy: tak cię kocham,
bo nie umiem kochać cię inaczej.
Offline
Zrobiłam dzióbek, podkulając się i chowając za kolanami.
- Serio, takie pytanie? - mruknęłam. - Tak, mieszkałam z rodzicami. Chuchali na mnie i dmuchali i takie tam, nadopiekuńcze bzdety... Ale wyjechałam. Usamodzielniłam się i podróżuje. Nadal jestem z nimi w kontakcie, ale wiesz... Rodzina odchodzi. Najważniejsze, byś wiedział, jak sobie sam radzić - zauważyłam.
Powoli jak najpiękniejszy zachód słońca, znikam z twojego pola widzenia, zupełnie wbrew swej woli...
~~~
Offline
Rodzina co?
- Nie wiem... Ja nie miałem rodziców. Wychowałem się w Akademii Los Angeles... chyba wspominałem? - westchnąłem, dziwnie się czując w takiej ciszy. Tara już dawno rozniosłaby ten pokój w drobny mak swoją zajebistością - uśmiechnąłem się w myślach lekko.
Kocham cię nie wiedzcie jak ani kiedy, ani czemu,
kocham cię po prostu,
bez zawiłości i bez pychy: tak cię kocham,
bo nie umiem kochać cię inaczej.
Offline
Przyjrzałam mu się.
- Nie chcesz o tym gadać? Nie gadajmy - zadecydowałam, uśmiechając się. - Lubię jak się uśmiechasz. Podobał mi się ten moment nad jeziorem. Uśmiechniesz się dla mnie? Tak tylko dla mnie - poprosiłam ładnie.
Powoli jak najpiękniejszy zachód słońca, znikam z twojego pola widzenia, zupełnie wbrew swej woli...
~~~
Offline
Mimo woli, zaśmiałem się gdy tak prosiła. Zachowywała się strasznie dziwnie. Zupełnie nie przywykłem do czegoś takiego. Była wyjątkowo cicha, choć zajmująca. Jakby chciała wypełnić pokój uwagą skierowaną w siebie, więc mówiła coraz ciszej, bym musiał nastawiać uszu, by ją słyszeć...
To było dziwne.
-Już, uśmiech dla ciebie raz - powiedziałem, uśmiechając się szeroko.
Kocham cię nie wiedzcie jak ani kiedy, ani czemu,
kocham cię po prostu,
bez zawiłości i bez pychy: tak cię kocham,
bo nie umiem kochać cię inaczej.
Offline
Uśmiechnęłam się zwycięsko.
- Jak ty jeszcze nie masz nikogo? Twój uśmiech uwiódł by pół świata, Saint - zauważyłam, z nutą rozmarzenia w głosie.
Powoli jak najpiękniejszy zachód słońca, znikam z twojego pola widzenia, zupełnie wbrew swej woli...
~~~
Offline
Westchnąłem kręcąc głową.
- Mówiłem ci, że kogoś już kocham. Ale jej nie uwiodę na uśmiech... W sumie nie wiem, czy da się ją "uwieść". Ta dziewczyna jest niesamowicie zagadkowa i niesamowita... Kocham ją, czy ona tego chce, czy nie - powiedziałem, zamyślony.
Kocham cię nie wiedzcie jak ani kiedy, ani czemu,
kocham cię po prostu,
bez zawiłości i bez pychy: tak cię kocham,
bo nie umiem kochać cię inaczej.
Offline
Przekrzywiłam głowę.
- Ah tak? Czyli ona cię nie kocha? - domyśliłam się. - Powiedz mi Saint, jaki jest sens kochania kogoś, kto się nie odwdzięczy, a jednocześnie bycie osobą, która miłości potrzebuje? - zapytałam, bardzo spokojnym głosem. Przysunęłam się bliżej chłopaka, kładąc dłoń na jego ramieniu.
- Nie uważasz, że czas znaleźć miłość, która zrozumie wartość uczucia?
Powoli jak najpiękniejszy zachód słońca, znikam z twojego pola widzenia, zupełnie wbrew swej woli...
~~~
Offline
To było pytanie zaliczających się do pytań podchwytliwych.
- Tara... nie musi mnie kochać... ważne, bym ja ją kochał - zauważyłem nieśmiało, choć sam nie wierzyłem w te słowa. Ostatecznie... kto by wierzył na moim miejscu?
Roza znała mnie chwilę. Nawet trudno tu mówić o znajomości. Ona po prostu mnie rozgryzła w jedną chwilę.
Kocham cię nie wiedzcie jak ani kiedy, ani czemu,
kocham cię po prostu,
bez zawiłości i bez pychy: tak cię kocham,
bo nie umiem kochać cię inaczej.
Offline
Pokręciłam głową.
- Dziwna ta akademia. Jedni kochają, ale nic nie mówią. Inni kochają platonicznie. A ja nawet nie mogę spróbować Cię pokochać... nie mogę nikogo spróbować pokochać! - westchnęłam dramatycznie. Potem znów spojrzałam na Sainta.
- Ja bym Cię pokochała - zapewniłam go, przesuwając się jeszcze bliżej i trącając jego nos swoim. - Nie byłbyś taki osamotniony w miłości...
Powoli jak najpiękniejszy zachód słońca, znikam z twojego pola widzenia, zupełnie wbrew swej woli...
~~~
Offline
- Wiesz co, Roza? - mruknąłem, czując, że dziewczyna jest zbyt blisko. - Chyba nie znasz znaczenia słowa kocham, skoro go tak nadużywasz - zauważyłem. - Kocham Tarę, nie dlatego, że chce tego od niej. Ale dlatego, że chce przy niej być. Kocham ją bezinteresownie. A miłość, bezinteresowna, nie wyjaśnialna jest najfajniejsza - przyznałem. - A teraz... mogłabyś wyjść? Proszę.
Kocham cię nie wiedzcie jak ani kiedy, ani czemu,
kocham cię po prostu,
bez zawiłości i bez pychy: tak cię kocham,
bo nie umiem kochać cię inaczej.
Offline
- Oh... jasne - mruknęłam uśmiechając się lekko. W tej akademi naprawdę byli dziwni ludzie.
Wstałam z jego łóżka i założyłam niedbale buty z powrotem na nogi. Mimo wszystko uśmiechnęłam się jeszcze do Sainta.
- To okropne jak ta cała Tara nie widzi twojej miłości... jakby co, mi zawsze możesz wszytsko powiedzieć, okej? - zaznaczyłam i wyszłam z pokoju.
Powoli jak najpiękniejszy zachód słońca, znikam z twojego pola widzenia, zupełnie wbrew swej woli...
~~~
Offline
Saint tak jak obiecał, tak zrobił. Dosłownie ululał mnie do snu i wyszedł z pokoju po dłuższym czasie, gdy uznał, że w końcu zasnęłam.
Nabawiłam się niezłego kataru. Bardzo możliwe, że na jakiś czas zasnęłam, ale potem obudził mnie kaszel i już nie mogłam zasnąć.
Sczołgałam się z łóżka, czułam narastającym niepokój przez tą okropną ciszę. Przywykłam do cichego oddechu Echo, a teraz panowała taka cisza, że aż piszczało mi w uszach. I może nie tylko przez to.
Opatuliłam się kocem, nawet nie chciało mi się szukać kapci, i półprzytomna ruszyłam korytarzem. Z zamkniętymi oczami potrafiłam dojść do jego pokoju.
Nie fatygowałam się z pukaniem tylko po prostu uchyliłam drzwi. W pokoju było ciemno, bosz, musiała być późna godzina.
- Saaaaint...? - spytałam ochrypły głosem i kichnęłam. - Nie moge spaaać - oznajmiłam zmęczona.
A głębia jej spojrzenia oznaczała,
że przeżyła więcej, niż miała ochotę.
•••
Zdjęcie przed kimś majtek to nic, zdejmij przed kimś
swoje najgorsze lęki to porozmawiamy o bliskości.
Offline
Niechętnie zareagowałem na swoje imię. Zaraz potem podniosłem się gdy zobaczyłem Tarę.
- Dlaczego? W pokoju jest zimno? - zapytałem przejęty.
Kocham cię nie wiedzcie jak ani kiedy, ani czemu,
kocham cię po prostu,
bez zawiłości i bez pychy: tak cię kocham,
bo nie umiem kochać cię inaczej.
Offline
Weszłam do środka i zamknęłam drzwi. Oszołomiona stwierdziłam że zrobiło się strasznie ciemno. Mhm, ano tak. Światło było z korytarza...
Małymi kroczkami podeszłam do jego łóżka i usiadłam, otulając si swoim kocem.
- Jest za cicho, apsik - jeknęłam zmęczona i zamknęłam oczy.
A głębia jej spojrzenia oznaczała,
że przeżyła więcej, niż miała ochotę.
•••
Zdjęcie przed kimś majtek to nic, zdejmij przed kimś
swoje najgorsze lęki to porozmawiamy o bliskości.
Offline
Uśmiechnąłem się słabo.
- No dobra... przeniosę się na podłogę - westchnąłem. - Masz szczęście, że mieszkam sam, bo nie wiem, jak zareagowalaby na nagłe odwiedziny...
Kocham cię nie wiedzcie jak ani kiedy, ani czemu,
kocham cię po prostu,
bez zawiłości i bez pychy: tak cię kocham,
bo nie umiem kochać cię inaczej.
Offline
Położyłam się obok niego.
- Zimno mi, leż i się nie ruszaj, nie chcę... - Ziewnęłam. - Będą cie plecy boleć - mruknęłam kuląc się. - Cały czas mi się wydawało, że ktoś... Że ktoś patrzy - szepnęłam.
A głębia jej spojrzenia oznaczała,
że przeżyła więcej, niż miała ochotę.
•••
Zdjęcie przed kimś majtek to nic, zdejmij przed kimś
swoje najgorsze lęki to porozmawiamy o bliskości.
Offline
Zaskoczony ułożyłem się obok Tary i objąłem ją ramionami.
- Jak to patrzy? Echo nie spała? - zapytałem cicho. - Słyszałem na tym korytarzu jak Agnes się kilka razy budziła... Też zaczynasz się bać?
Kocham cię nie wiedzcie jak ani kiedy, ani czemu,
kocham cię po prostu,
bez zawiłości i bez pychy: tak cię kocham,
bo nie umiem kochać cię inaczej.
Offline
- Echo nie ma - mruknęłam cicho. - Ja się nie boję... - powiedziałam bez przekonania. - Od... - Chciałam powiedzieć "spotkania z Jeromie" ale uświadomiłam sobie, że Saint o tym nie wie, wie tylko Megan, dyrka i pewnie jacyś nauczyciele. - Jakiegoś czasu mam złe sny - dokończyłam. Chyba byłam naprawdę zmęczona, gadałam jak głupia.
A głębia jej spojrzenia oznaczała,
że przeżyła więcej, niż miała ochotę.
•••
Zdjęcie przed kimś majtek to nic, zdejmij przed kimś
swoje najgorsze lęki to porozmawiamy o bliskości.
Offline
Skrzywiłem się ze smutkiem i szczelniej otuliłem Tarę, choć starałem się być bardzo delikatny.
- Hej, nie masz się czego bać. Nie przyśnią ci się żadne koszmary, a nawet jeśli, to będę tuż tuż obok...
Kocham cię nie wiedzcie jak ani kiedy, ani czemu,
kocham cię po prostu,
bez zawiłości i bez pychy: tak cię kocham,
bo nie umiem kochać cię inaczej.
Offline
Wtuliłam policzek w jego ramię.
- Zawsze jesteś - szepnęłam z uśmiechem. - Nie chciałam cię budzić ale już nie mogłam wytrzymać... Kisłam w tym łóżku. Boję się, że będę łazić przez sen, a koszmary i lunatykowanie to złe połączenie... - stwierdziłam, krzywiąc się.
A głębia jej spojrzenia oznaczała,
że przeżyła więcej, niż miała ochotę.
•••
Zdjęcie przed kimś majtek to nic, zdejmij przed kimś
swoje najgorsze lęki to porozmawiamy o bliskości.
Offline